Pani Monika od lat posiadała jeden rachunek bankowy. Niezmiennie w tym samym banku. Oględnie ujmując nie czuła się pewnie w obsłudze komputera. Dlatego poprosiła córkę o pomoc w założeniu bankowości internetowej. W tym celu udostępniła córce swoje dane.
Pani Monika nie spodziewała się i nie mogła też przewidzieć – bo kto podejrzewałby o coś takiego członka rodziny, że córka po udzieleniu pomocy matce, przez aż 3 kolejne lata bez zgody i wiedzy pani Moniki zawarła z bankiem na dane matki aż osiem umów kredytów. Mogła to zrobić, ponieważ w trakcie zakładania rachunku poznała login i sama założyła hasło do rachunku. Wykorzystała przy tym także inne dane, przy których pomocy tworzyła konto internetowe matki.
Córka nie powiedziała o kredytach matce. Utrzymanie zaciągnięcia kredytów w tajemnicy było ułatwione na skutek braku korzystania przez panią Monikę z komputera. Pani Monika nie otrzymywała również listów z banku w sprawie kredytów.
Jak oszustwo wyszło na jaw?
Dopiero cztery miesiące po zawarciu ostatniego kredytu przez córkę Pani Monika dowiedziała się o umowach. Gdy pani Monika chciała pobrać pieniądze z bankomatu zauważyła, że nie ma na koncie środków. By sprawdzić co się stało chciała sprawdzić konto internetowe. Niestety córka zmieniła hasło i odmówiła jego przekazania. Ostatecznie jednak córka przekazała matce hasło. Przyznała się też do zawarcia umów kredytowych bez wiedzy i zgody matki.
Dla córki sprawa zakończyła się pięcioma zarzutami prokuratorskimi. Natomiast w sądzie cywilnym został złożony pozew przeciwko bankowi o stwierdzenie nieistnienia umów kredytów zaciągniętych na szkodę pani Moniki, przez jej córkę.
Sąd stwierdził, że umowy kredytów nie istnieją. Dlaczego?
Zdaniem Sądu nie ma powodu by badać czy osoba, na której dane zawarto umowę dochowała lub nie dochowała należytej staranności w zabezpieczeniu dostępu do konta przez nieuprawnione osoby trzecie. Nie ma powodu by obciążać matkę konsekwencjami działań córki lub jakiejkolwiek innej osoby, o których nie miała wiedzy. Nie ulega wątpliwości, że córka nie była uprawniona do zawierania w imieniu matki umów, w tym umów kredytowych. Zawarcie umowy kredytu nie stanowi transakcji płatniczej. Dlatego wbrew stanowisku pozwanego banku przepisy zarówno ustawy o transakcjach płatniczych, jak i regulaminu banku dot. transakcji płatniczych nie znajdują zastosowania. Należy zastosować natomiast przepisy kodeksu cywilnego dotyczące oświadczeń woli i czynności prawnych. Podobnie jak do tanga, tak i do zawarcia umowy trzeba dwojga. Oczywistym jest, że umowa wymaga złożenia przez obie strony zgodnych oświadczeń woli. Skoro jedna ze stron nigdy nie złożyła żadnego oświadczenia woli, to nie można mówić o tym by do zawarcia umowy w ogóle doszło. A to oznacza, że taka umowa nie istnieje.
Jakie są tego konsekwencje?
Bank nie może żądać od pani Moniki by ta spłacała raty kredytu. Skoro nie ma umowy, a zobowiązanie do spłaty rat wynikało z umowy, to ten obowiązek umowny również nie istnieje.
Choć imiona przypadkowe, to historia prawdziwa. Zakończyła się prawomocnym wyrokiem Sądu Rejonowego w Świdnicy. Wyrokiem, który osobom, na których dane zaciągnięto bez ich zgody i wiedzy kredyt, pożyczkę lub limit na koncie, daje nadzieję, że nie będą zobowiązani do spłaty rat wyłudzonego kredytu. Słuszność tego stanowiska potwierdziły już sądy w sprawach innych poszkodowanych m.in. w Szczecinie, Mielcu, Katowicach, Bielsku-Białej czy Olsztynie.